ProwadzacyStrzelanie.eu

Książka rejestru pobytu na strzelnicy

Prowadzący strzelanie ma według WRS zaledwie trzy obowiązki. Trzecim z nich jest prowadzenie książki rejestru pobytu na strzelnicy, zwanej książką strzelnicy. Nie prowadzimy książki dlatego, że jest taki staropolski zwyczaj, ani dla statystyk, czy z grzeczności wobec zarządcy obiektu. Prowadzący ma zapisany w przepisach czytelny obowiązek i ewidencja musi być prowadzona na każdych zajęciach.

Jeśli książka będzie niekompletna lub wręcz w ogóle jej nie będzie, to bez wątpienia zajęcia nie były prowadzone regulaminowo. Każdy, kto będzie chciał zweryfikować zajęcia, np. jakiś śledczy przyjeżdżający do wypadku, szybko zauważy że coś się nie zgadza. Zerknie do WRS, zobaczy krótką listę obowiązków. Zapyta prowadzącego o punkt nr 3, czyli ewidencję osób, które brały udział w zajęciach. Nie ma ewidencji? No to trzeba zanotować w zeszycie, że miało być, a nie ma...

Zawartość książki

Aby poznać niezbędne elementy poprawnego wpisu do książki, należy sięgnąć do regulaminu strzelnicy. We WRS jest zapis:

1. Prowadzący strzelanie:

(..)

3) prowadzi książkę rejestru pobytu na strzelnicy, w której zamieszcza się następujące dane:

a) imię i nazwisko korzystającego ze strzelnicy,

b) numer pozwolenia na broń oraz nazwę organu, który je wydał, albo adres korzystającego ze strzelnicy, jeśli nie posiada on pozwolenia na broń,

c) oświadczenie korzystającego ze strzelnicy o zapoznaniu się z regulaminem strzelnicy i przepisami bezpieczeństwa, potwierdzone własnoręcznym podpisem,

Rubryki w książce powinny odpowiadać rubrykom opisanym w regulaminie strzelnicy. Najczęściej wymagane są rubryki jak wyżej, wzięte żywcem z WRS.

Zdarzają się dodatkowe rubryki: godzina wejścia/wyjścia, numer i kaliber użytkowanej broni, numer licencji zawodniczej, nazwa reprezentowanego klubu, zajmowane na strzelnicy stanowisko lub oś strzelecka itp. Dodawanie dużej liczby rubryk do książki obniża jakość wpisów, generuje więcej wpisów błędnych, lub wypełnionych częściowo. W niektórych przypadkach narzucenie trwającego kilka minut obowiązku, zniechęci strzelca do dokonywania jakiegokolwiek wpisu. Po co ma notować zbędne szczegóły odnośnie 3-4 sztuk broni, które przyniósł na zajęcia?

Przykładem rubryki, która wydaje się sensowna, ale jest nieżyciowa jest godzina wejścia/wyjścia. O ile jeszcze przy wchodzeniu zwykle jest to uzupełniane, to po zakończeniu treningu niewiele osób zadaje sobie trud, żeby znowu ustawić się w kolejce do książki, notując że wychodzą. Jeśli na obiekcie musi być dokładna, kompletna informacja, kto kiedy wszedł lub wyszedł, byłoby lepiej zainwestować w monitoring lub jakiś rodzaj elektronicznych kart zbliżeniowych.


Niekiedy problemy sprawia "numer pozwolenia". W obecnych przepisach nie występuje coś takiego jak "pozwolenie na broń", jest legitymacja posiadacza broni ("czerwona książeczka") lub decyzja administracyjna o przyznaniu pozwolenia na broń. "Pozwoleniem" nazywano wcześniej legitymację posiadacza broni palnej. Standardowo niemal wszyscy strzelcy wpisują w tę rubrykę właśnie numer swojej legitymacji posiadacza.

Zdarza się, że niektóre osoby wpisują w tę rubrykę numer licencji zawodniczej PZSS, numer patentu strzeleckiego czy jeszcze dziwniejsze rzeczy. Nie są to poprawne dane. Numer pozwolenia oraz organ je wydający, a jeśli ktoś go nie ma to powinien podać adres zamieszkania.

Warto zauważyć, że WRS różnicuje wpisy posiadaczy broni od osób bezbronnych. To sensowne: gdyby wszyscy podawali adres zamieszkania, to książka strzelnicy mogłaby się stać jakimś sposobem dla grup przestępczych do łatwiejszej identyfikacji miejsc przechowywania broni, co mogłoby ułatwić próby siłowego zaboru broni. Wpisywanie numeru pozwolenia pozwala zachować adres w relatywnej tajemnicy. Podkreślamy ten dobry pomysł, bo wcześniej krytykowaliśmy głupsze zapisy WRS. Oczywiście w praktyce ta ochrona jest raczej iluzoryczna; na szczęście grupy przestępcze nie są tak częste jak kiedyś i zajmują się malwersacjami finansowymi, a nie przestępstwami z użyciem broni/przemocy, które powodują mocną reakcję organów ścigania.

Format

Książka strzelnicy nie ma ustalonej formy, ani urzędowego druku. Może to być tomiszcze oprawione w skórę z herbem lokalnego Bractwa Kurkowego, ale równie dobrze mogą być to luźne kartki wpinane do segregatora, zeszyt w kratkę, biała część tarczy strzeleckiej, czy system elektroniczny. Zależy to wyłącznie od zarządcy obiektu i prowadzących strzelanie.

Jeśli potrzebujesz na szybko wydrukować książkę: wersja PDF lub edytowana wersja ODS.


Powoli popularność zdobywają książki elektroniczne, w formie aplikacji na telefon czy odpowiedniej strony internetowej. Taki format bywa szybszy i wygodniejszy dla strzelców. Ewidencja elektroniczna poza zaletami (wygodnie, szybko, dodatkowe metadane, bieżący podgląd administratora, statystyki), ma także sporo realnych wad.

Łatwość przetwarzania, kopiowania czy kradzieży danych, w tym danych osobowych i danych wrażliwych zawartych w ewidencji. Wystarczy zapisać pliczek z bazą danych i gotowe. Fizyczną książkę ciężko skopiować czy po cichu ukraść. Wymaga to dużo pracy w pierwszym przypadku i jest dosyć łatwe do zauważenia w drugim.

Brak gwarancji skutecznego działania. Czy ewidencja jest odpowiednio zabezpieczona i dane nie znikną? Czy aplikacja rzeczywiście notuje odwiedziny na obiekcie, czy tylko tak informuje na ekranie, a w rzeczywistości dane są przypadkowo kasowane chwilę później? Jaką gwarancję wpisu ma prowadzący strzelanie? Czy wpisy są zabezpieczone kryptograficznie w odpowiedni sposób, aby dawać gwarancję prawdziwej daty i tożsamości? Do papierowej książki można wrócić w dowolnej chwili, sprawdzić nazwisko, sprawdzić podpis. Czy pozwala na to aplikacja e-książki?

Jak przekazać e-książkę ewentualnym kontrolującym służbom? Informatyzacja naszego kraju postępuje, ale dalej w części urzędów, zwłaszcza części komisariatów Policji prędzej można znaleźć dyskietkę 3.5" niż dysk SSD. Niektóre WPA mają tylko jeden komputer z internetem, a e-dokumenty podpisane cyfrowo są drukowane i dołączane do papierowych akt jako kartka z adnotacją urzędnika, że podpis wyglądał poprawnie. Wysyłanie do takich miejsc zaszyfrowanej bazy danych zawierających znaczniki czasu i specjalne identyfikatory wydaje się karkołomne. Administracja zna papier i lubuje się w nim, każdy urzędnik poradzi sobie z kartką zawierającą podpisy uczestników. Wizyta potrwa kilka minut i załatwione.

Powyższy fragment odnośnie e-książek stanowi personalną opinię, a nie poradę inwestycyjną. Szereg klubów i strzelnic w Polsce posługuje się elektronicznymi książkami strzelnic i sobie chwalą. Może powyższe brzmi jak herezja, czytane w internetowym kursie najbardziej internetowego stowarzyszenia strzelców w Polsce, ale prezentowana opinia wynika z faktu, że książka nie jest dla strzelców i ich wygoda nie będzie najważniejsza. Książka służy prowadzącym i przede wszystkim musi spełniać swoją funkcję ochronną w kontaktach z administracją, która miejscami jest bardziej XIX niż XXI wieczna.


W przepisach nie ma wymogu przechowywania książki, ani też minimalnego okresu, w którym ewidencja musi istnieć. W teorii można po zakończeniu zajęć od razu palić książkę, ale z takim nastawieniem łatwiej wcale jej nie prowadzić: zaoszczędzimy emisji CO2. Książka jest dla prowadzących, więc to prowadzącym powinno zależeć, żeby istniała tak długo, jak długo może być przydatna. Minimalną długość okresu przechowywania należy wyznaczyć na przynajmniej 3 miesiące. Osoby ostrożniejsze powinny przechowywać rok, a w przypadku dużej liczby uczestników lub częstych zajęć, sensowne może być przechowywanie książki tak długo, jak długo mamy na nią miejsce.

Własność książki

W WRS jest napisane "prowadzący strzelanie prowadzi książkę rejestru pobytu". Nie jest sprecyzowane, kto jest właścicielem książki. Najczęściej książka należy do strzelnicy. Zarządcy strzelnic chcą także dysponować informacją, kto był danego dnia na obiekcie, aby móc przekierować do osoby odpowiedzialnej (prowadzącego strzelanie) zapytania od np. śledczych zajmujących się sprawą pocisków, które wyleciały poza teren obiektu.

Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby książka była własnością prowadzącego strzelanie. Jeśli zarządca także się zgodzi, to można wpisywać swoich podopiecznych do własnej ewidencji i nią podpierać wymogi formalne zajęć.


Najczęściej na strzelnicy wystawiona jest książka obiektowa, do której wpisują się osoby korzystające. Jeśli wszyscy uczestnicy zajęć wpiszą się do tej książki, to można uznać, że wymóg formalny został spełniony.

Jeśli jednak z jakiegokolwiek powodu nie ma książki obiektowej — zgubiła się, skończyło się miejsce, ktoś pożyczył na odległą oś i trudno go teraz znaleźć — nie zwalnia to prowadzącego z posiadania ewidencji uczestników. W takiej chwili wyciągamy własną książkę rejestru pobytu na strzelnicy i wpisujemy wszystkich uczestników do tej nowo przygotowanej. Taka awaryjna książka zwykle ma niezbyt wyjściową formę: losowa kartka, tarcza strzelecka, czy wręcz SMSy, jeśli przy sobie mamy tylko ubrania i broń z amunicją.

Wpisy

Wpis do książki jest obowiązkowy dla każdego strzelającego, a niektórzy zachęcają do wpisywania także osoby towarzyszące i widzów. Identyfikacja imienna pomaga z dyscypliną i rozsądnym zachowaniem. Ludzie reagują inaczej, gdy anonimowość wzmaga w nich poczucie bezkarności, a inaczej, gdy mają świadomość, że konsekwencje ich działań mogą do nich z łatwością wrócić.

Nie ma sensu wpisywać widzów, którzy nie mają szans udziału w zajęciach: gości na trybunach, osób które trzymają się na zdrowy dystans od strzelania, bo przyszli tylko na chwilę porozmawiać. Warto wpisywać osoby towarzyszące, które wprawdzie nie chcą strzelać, ale na obiekcie będą siedziały dłuższą chwilę i zawsze mogą "zmienić zdanie". Ciężko będzie wtedy pamiętać o wpisie do książki i w efekcie niekiedy zdarza się dopuścić do strzelania osobę, która w ewidencji nie występuje.

Wpisy osób nieletnich nie będą miały takiej samej wartości jak dorosłych. Marysia, lat 9 nie jest w stanie złożyć skutecznego oświadczenia woli, że rozumie przepisy i będzie ich przestrzegała. Praktyka sugeruje wpisywać do książki małoletnich, ale podpis za nich składa opiekun prawny (zwykle rodzic).

Wpisy powinny być zebrane od wszystkich strzelców. Przy większych imprezach specjalnie projektuje się ścieżki poruszania po obiekcie, uwzględniając wpis do książki. Jeśli książka będzie leżała daleko, gdzieś ukryta lub czymś ograniczona, odsetek osób, które włożą wysiłek w jej uzupełnienie będzie wyraźnie niższy. Książka powinna być naturalnie jedną z pierwszych rzeczy, którą na strzelnicy napotyka wchodzący. Dobra lokalizacja, regularna kontrola ze strony prowadzącego i podkreślenie, że to obowiązkowy obowiązek, a odsetek osób w ewidencji będzie bliski 100%.


Są różne zwyczaje odnośnie wpisów samych prowadzących. Zwykle wynikają z sugestii zarządcy obiektu. Niekiedy wystarczy przy nazwisku lub uprawnieniach dopisać "prowadzący". Gdzie indziej należy także oznaczyć osoby, które są pod opieką danego prowadzącego. Są strzelnice posiadające osobne druki dla prowadzących typu "biorę odpowiedzialność za osoby wpisane w książce w pozycjach XXX do YYY", a nawet obiekty używające osobnych książek, gdzie wpisują się tylko prowadzący. Czasem zarządca w ogóle nie wymaga specjalnych wpisów i prowadzący wpisuje się tak jak jeden ze strzelców, nie dodając żadnego specjalnego oznaczenia.

Nawet jeśli prowadzący nie wpisze się do książki, nadal nie będzie trudne ustalić kto był w tej roli. Wezwani na przesłuchanie koledzy bez zawahania wskażą palcem odpowiedzialną osobę. Także sam fakt wpisania się do książki, nie oznacza że od tej pory prowadzimy całą strzelnicę i wszystkich na niej, nawet jak od wpisu minął cały tydzień. Adnotacje w ewidencji mogą być wskazówką, ale rozsądni śledczy nie zakończą śledztwa w sprawie wypadku kserem pojedynczej kartki. Nie ma powodów, żeby się bać podpisywania pod zajęciami. Wystarczy prowadzić bezpieczne, przemyślane i fajne zajęcia.

Cui bono?

Wpisy do książki są obowiązkiem strzelców, ale nie dają im korzyści. Nic przesadnie pozytywnego nie przytrafi się po wpisie do książki — być może wpis stanowiłby co najwyżej alibi, choć telefon w kieszeni skuteczniej identyfikuje położenie niż podpis na kartce. Strzelcy wpisują się do książek nie dlatego, że chcą, a dlatego, że muszą. Strażnikiem tego obowiązku jest prowadzący strzelanie.


Książka ma zupełnie inną wartość dla prowadzących. Jej posiadanie może realnie pomóc scedować odpowiedzialność z prowadzącego na strzelców. Strzelec podpisał, że zna zasady. Jeśli później postrzeli się w stopę, to ciężko mieć o to pretensje do prowadzącego strzelanie — osoba, która zna reguły bezpieczeństwa nie będzie kierowała broni we własną stopę.

Odnośnie osób posiadających własne pozwolenia, powyższe zdanie stanowi lekką hiperbolę. Żaden sąd nie przyzna racji posiadaczowi broni, że mógł nie wiedzieć, że bezmyślne zachowanie z bronią może się skończyć uszczerbkiem zdrowia. Natomiast może być inaczej, jeśli na zajęciach są osoby bez uprawnień

Wpisy do książki będą szczególnie istotne na zajęciach, gdzie udostępniana jest broń ludziom bez własnych pozwoleń. Taka osoba może być nieświadoma zagrożenia i potencjalnych konsekwencji błędu. Przekazując broń osobie bez uprawnień poszerzamy swój zakres odpowiedzialności, choć ciężko od razu ustalić jak bardzo (tego typu ustalenia dokonywane są tylko w sądach, niekiedy w kilku instancjach). Na pewno należy intensywnie zapoznać osobę z warunkami bezpieczeństwa, obsługą broni i przekazać podstawowe zasady. Dla swojego bezpieczeństwa prawnego warto mieć potwierdzenie, że szkolenie się odbyło. Być może pokaże je monitoring, być może świadkowie zeznają na korzyść prowadzącego, ale bez wątpienia pomoże zamaszysty, odręczny podpis w książce rejestru pobytu.

Fikcja literacka

Wyobraźmy sobie nieco przesadzoną historię. Prowadzący zabiera na strzelnicę koleżankę z pracy, którą chce zainteresować strzelectwem (i trochę sobą). Nie robi ewidencji, bo szkoda czasu; zresztą nie zabrał długopisu, a książka gdzieś wsiąkła. W toku strzelania dziewczynę nagle żądli pszczoła, w zamieszaniu strzela sobie we własną stopę. Karetka, policja, zeznania.

Jakiś czas później, kulejąc i popłakując w sądzie poszkodowana opowiada (za namową swojego prawnika), że zły prowadzący nic jej nie powiedział. Nie wiedziała nawet, że ta łąka to była strzelnica. Pistolet nie wyglądał na prawdziwy, jest przecież prawie z plastiku, jak na kulki. Nie planowała strzelać, bronią się brzydzi i się jej boi. A teraz jest niepełnosprawna i bardzo by się przydało 650 000 złotych odszkodowania na rehabilitację i jakaś renta tak ze 3500 zł miesięcznie, bo już nie może dalej pracować jako kurier rowerowy, stopa boli.

Nie mając żadnego potwierdzenia swoich starań, prowadzący jest skazany na ocenę sądu. Kto zdaniem sądu będzie bardziej winny? Biedna, zapłakana, niepełnosprawna kobieta, czy posiadacz 12 sztuk broni, w tym broni "wojskowej" jak z filmu o dziecięcych żołnierzach w Afryce, człowiek z licznymi uprawnieniami, który pozwolił na wypadek na zajęciach, gdzie ignorowany był nawet najprostszy obowiązek prowadzenia ewidencji? Nie wiadomo, ale prowadzący zdaje się mieć nieco mniejsze szanse w tym starciu.

Gdyby zajęcia były dopięte formalnie, być może w sądzie udałoby się ustalić, że prowadzący starał się jak mógł. Zaprowadził na spokojny obiekt, bez hałasu. Przedstawił podstawowe zasady bezpieczeństwa kontaktu z bronią palną (a nie zabawką na kulki), poprosił o lekturę regulaminu strzelnicy (a nie regulaminu łąki w lesie) i podpisanie jego znajomości. Na stanowisku stał blisko i pomagał. Tak, użądliła pszczoła, dziewczyna jest poszkodowana. Ale to jest nieszczęśliwy wypadek, a nie celowe zaniedbanie. Jakby dziewczyna miała więcej pecha, to mogła stracić życie uderzając autem w drzewo w podróży na obiekt (tego lepiej nie mówić).

W obu przypadkach wyrok sądu będzie trudny do wytypowania, dlatego najlepiej jest nigdy nie być uczestnikiem wypadku, ani tym bardziej jego sprawcą. Najważniejszym zadaniem prowadzącego jest zabezpieczenie zajęć. Ale jeśli już wypadek się zdarzy, to braki formalności mogą sugerować niedbałość, czy ignorowanie obowiązków, co może stanowić czynnik przy decyzji sądu, zarówno w postępowaniu karnym jak i cywilnym.

Podsumowanie

Książka rejestru pobytu na strzelnicy pomaga prowadzącym. Może stać się tarczą, która obroni przed niektórymi pretensjami. Podkreśla, że zajęcia były prowadzone regulaminowo, z dbałością o szczegóły.

Stałym błędem części niedzielnych prowadzących jest rezygnowanie z wpisów do książki, bo to "strata czasu" lub "zbędny przeżytek". Tak postępują tylko osoby niedouczone, które nie rozumieją czym jest książka i co daje prowadzącym strzelanie. Nie bądź jedną z tych osób.


Niekiedy lepiej jest pójść w zupełnie przeciwną stronę: mieć podwójną ewidencję. W Braterstwie robimy tak na wszystkich zawodach, gdzie rośnie szansa, że któryś z nawet 200 uczestników wymknie się z sita zaganiającego do wpisów oraz na zajęciach, gdzie posiadanie ewidencji pobytu może być istotne nawet lata później, gdy używana na obiekcie książka może już być zjedzona przez szczury z magazynu.

Na zawodach, piknikach strzeleckich, niektórych szkoleniach druga lista obecności (np.w formie pojedynczych karteczek, tzw "metryczek") gwarantuje, że znajomość regulaminu i zasad bezpieczeństwa będzie potwierdzona, nawet jeśli ktoś przemknie się cichcem obok wyłożonej książki. Metryczki są weryfikowane przez sędziów czy obsługę także na stanowisku, nie trzeba wracać do recepcji, żeby sprawdzić czy uczestnik jest poprawnie wpisany.

Na górę ↑

 

Braterstwo.eu