ProwadzacyStrzelanie.eu

Wskazówki

Ta strona zbiera mniej lub bardziej cenne wskazówki, które nie mieszczą się w innych rozdziałach.


Szkolenie ludzi i prowadzenie strzelań bywają niebezpieczne. Sytuacje ryzykowne będą się zdarzać. Nie da się zawsze uniknąć wszystkich pułapek. Część ludzi nie potrafi się skupić na zbyt wielu elementach naraz. Należy przyjąć taki sposób zachowania, aby najpoważniejsze zagrożenia nie mogły wystąpić.

Nie ma nic złego w rygorystycznym pilnowaniu bezpieczeństwa. Jeśli przypadkowy wystrzał zdarza się raz na tysiąc strzałów, to w grupie 10-osobowej i całym dniu na strzelnicy zobaczysz minimum dwa takie wystrzały. 1 na 1000 to o wiele za często!


Prowadząc trening wśród znajomych, warto poprosić ich o pomoc. Część strzelców nie rozumie sensu istnienia prowadzącego, sądząc iż jest to jedynie pozostałość przestarzałych aktów prawnych. Krótkie wytłumaczenie wymogów bezpieczeństwa zwykle sprawia, że strzelcy pomagają w dopilnowaniu porządku. Zdecydowanie lepiej mieć kilka życzliwych par oczu do pomocy.

Przykładowe wytłumaczenie "Jestem tutaj dla WASZEGO bezpieczeństwa. W większym gronie ciężko o sprawną komunikację. Głównym moim zadaniem jest, by nikt z Was nie postrzelił siebie, nikogo obok, czy ludzi poza strzelnicą. Żeby nikt nie został na linii strzału, gdy inni zaczną strzelać, żeby nikt nie popełnił błędu mogącego popsuć nam dzień. Zasady służą wyłącznie zabezpieczeniu Waszej zabawy i staram się z nimi nie przesadzać. W Polsce nie ma wypadków na strzelnicach i niech tak pozostanie. W miarę możliwości, proszę o pomoc."

Wszyscy lubią sprawnego prowadzącego. Nie trzeba wiele, żeby przy zgranej ekipie strzelców trening miał przyjemny rytm i maksymalizował zadowolenie uczestników.


Wpisując się do książki rejestru pobytu na strzelnicy jako prowadzący, jeśli oś była już wykorzystywana wcześniej przez innych strzelców, warto dopisać do bieżącej daty również godzinę przejęcia osi. Nie wiadomo co się wydarzyło rano. Jeśli brak czytelnego sygnału, kto za co odpowiada — a prowadzący ma poszerzony zakres odpowiedzialności — niektórzy mogą stosować odpowiedzialność zbiorową. Wychodząc z osi, jeśli będzie jeszcze tego dnia wykorzystywana, niekiedy warto wrócić do książki i zapisać godzinę zdania osi. Kilka sekund pracy, a większy komfort psychiczny, jeśli na danym obiekcie dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji lub właściciel jest nadwrażliwy.

Nie chodzi tylko o służby. Także administracja obiektu lub inni strzelcy mogą mieć jakieś pretensje (zagubiona torba, przestrzelone osłony, nieporządek). Znacznie łatwiej jest brać odpowiedzialność wyłącznie za swoje działania.


Prowadzący nie potrzebuje wiele, aby wypełniać obowiązki. W sumie wystarczy wzrok, rozsądek i funkcjonujący aparat mowy. Dysponując dodatkowymi rekwizytami, niekiedy jest jednak znacznie łatwiej. Część z nich przyda się za każdym razem, część to fanaberia. Jadąc samochodem warto wrzucić wszystkie do dużej torby i mieć pod ręką.


Prowadząc regularne zajęcia z różnymi, niekiedy nieznanymi osobami, można rozważyć polisę OC. Niewiele towarzystw ubezpieczeniowych posiada ofertę dla strzelców, więc nie będzie zbyt dużego wyboru, koszt roczny oscyluje w okolicy 300 zł.

Największą zaletą polisy jest zwiększony spokój ducha. W razie wypadku mamy zabezpieczenie prywatnego majątku — szkody i roszczenia powinny być finansowane w pierwszej kolejności z polisy. Zmniejszamy potencjalne ryzyko, co się wpisuje w ogólną charakterystykę prowadzenia zajęć.

300 zł rocznie może stanowić zbędną ekstrawagancję: na strzelnicach wypadki się niemal nie zdarzają, a procesy cywilne o duże kwoty są w Polsce rzadkością. Kwestia subiektywna, zależna też od intensywności pracy jako prowadzący.


W dużych grupach lub z dużą liczbą broni wskaźniki bezpieczeństwa są kluczowe. Nie da się inaczej zapanować nad kilkunastoma osobami, ich różnymi egzemplarzami broni (większość ma kilka sztuk). Nie mając wskaźników można strzelać ze znanymi, zaufanymi osobami i w nielicznych grupach.

Część osób przerasta poprawne rozładowanie broni, zwłaszcza jeśli nie mają doświadczenia. Lufa, magazynek, zamek — za dużo elementów. Zmienią kolejność wprowadzając nabój do komory nabojowej, który później "na sucho" odstrzelą lub o czymś zapomną. Trudno ufać w tak fundamentalnej kwestii początkującym strzelcom, ani nawet części zaawansowanych.

Można całe życie prowadzić strzelania nie używając wskaźników — nie zawsze były standardem, więc część prowadzących ich nie używa. Bezsprzecznie wskaźniki dają duży komfort psychiczny: "na pewno rozładowane". Nie trzeba dotykać zamka, wszystko widać z daleka. Jedno przejście przed stanowiskami i w 10 sekund prowadzący ma pewność, że jest tak, jak trzeba.


Warto stosować wskaźniki ortodoksyjnie: zarówno po zakończeniu strzelania, jak i w razie przerwy w strzelaniu. Jeśli strzelec chce zawiązać buta, ma obowiązek rozładować broń, nie wolno mu jej wypuścić jeśli jest załadowana (czyli jeśli ma magazynek lub nie ma wskaźnika). Wymagając tego od początku unikamy dużej części niebezpiecznych sytuacji. Przypadkowy wystrzał to zawsze zagrożenie.

Wskaźnik w pistolecie powinien wystawać z końca lufy i z komory nabojowej jednocześnie. Część początkujących niekiedy wkłada wskaźnik przez zamek do przestrzeni na magazynek, co niweczy częściowo wysiłek: taka broń obecnie nie wystrzeli, bo zamek nie dochodzi do komory nabojowej. Jednak po wyciągnięciu wskaźnika, jeśli w komorze został nabój, to broń będzie gotowa do strzału, czego nie będzie się spodziewał strzelec (bo przecież "wskaźniki gwarantują rozładowanie broni").

Wskaźnik należy wkładać od komory nabojowej w stronę lufy. Wkładanie odwrotnie wiąże się z celowaniem we własną dłoń.


Narzucając wskaźniki strzelcom warto pamiętać, że silne zamki, jak np. w karabinach centralnego zapłonu potrafią ukruszyć plastikowy wskaźnik lub przeciąć cieńszą żyłkę. Fragmenty wskaźnika, które zostają w komorze nabojowej mogą przyblokować pocisk po odpaleniu naboju i spotęgować ciśnienie w lufie, doprowadzając nawet do rozsadzenia broni.

Jeśli strzelający korzysta z broni mogącej uszkodzić wskaźnik, należy podkreślić konieczność każdorazowej weryfikacji wskaźnika po wyciągnięciu. Polecana jest kolorowa, plastikowa żyłka do kosiarki o średnicy 3mm.


Strzelec powinien trzymać broń (zwłaszcza krótką) cały czas w dominującej (praworęczni – w prawej) ręce. Przekładanie broni z ręki do ręki sprawia, że koło spustu jest więcej palców wskazujących i ryzyko rośnie.

Nie ma dobrego powodu na zmianę dłoni na chwycie podczas strzelania, jeśli broń jest sprawna. Jeśli ktoś nie umie obsłużyć broni bez wypuszczania jej z dominującej ręki, to najprawdopodobniej robi coś niepoprawnie.

Jedynym usprawiedliwieniem jest broń, w której nie ma blokady zamka w tylnym położeniu lub nie da się go w tej pozycji przytrzymać (jak np. da się w Margolinie łapiąc palcem wskazującym dominującej dłoni za skrzydełko zamka). Wtedy może być niezbędne przeniesienie dominującej dłoni na zamek od góry i zapierając kciukiem za tył uchwytu cofnięcie zamka, co umożliwi włożenie wskaźnika. Warto być blisko, bo ten nienaturalny ruch zwykle powoduje łamanie kątów bezpieczeństwa.


Dla początkujących palec powinien być na spuście na kilka sekund przed strzałem, w trakcie strzału i 2 sekundy wytrzymania po strzale. W pozostałych momentach palec wyraźnie powyżej kabłąka spustu. Dodaje to margines błędu w przypadku nagłego bodźca (ugryzienie osy, gorąca łuska za kołnierzem, skurcz w łydce) i eliminuje część przypadkowych wystrzałów.

Osoby zaawansowane mogą trzymać palec na spuście przez całą serię strzelania, jeśli tak zdecydują. Zdecydowana większość zaawansowanych odruchowo ściąga palec ze spustu po oddaniu strzału. Jeśli ktoś trzyma palec na języku spustowym także rozładowując broń, ładując ją lub sprawdzając zacięcie, to na pewno nie jest zaawansowany.


Najlepszą metodą na większość zacięć jest całkowite rozładowanie broni (magazynek poza bronią, wskaźnik w lufie) i załadowanie ponownie. Trudniejsze zacięcia (zablokowany nabój, zakleszczony pocisk w lufie) wymagają znacznie więcej uwagi, szczególnych warunków bezpieczeństwa, metodycznego działania i stałej dbałości o kierunek przypadkowego wystrzału.

Niektóre zacięcia są praktycznie niemożliwe do usunięcia w warunkach polowych. Słyszy się historie o broni wracającej do rusznikarza w skrzyni pełnej piachu — skrzynia służy za przenośny kulochwyt — gdyż właściciel nijak nie może jej bezpiecznie rozładować. Często nie ma w takiej sytuacji uniwersalnych, dobrych rad. Jeśli to możliwe, warto rozłożyć broń na części, żeby całkowicie uniemożliwić oddanie strzału. Trzeba myśleć, działać metodycznie i powoli, a w sprawach bezpieczeństwa być świętszym od papieża.


Gorące łuski mogą stanowić duże zagrożenie. Dekolty, sandały, luźne koszulki to proszenie się o sparzenie rozgrzaną łuską. Dotyk rozpalonego metalu jest bardzo nieprzyjemny i może powodować niebezpieczne odruchy: odwrócenie się, skulenie, podskoki. Podobnie wygląda sytuacja z brakiem okularów ochronnych i uderzeniem łuski w okolicę oka.

Odruchowe reakcje są błyskawiczne i nie podlegają żadnej kontroli prowadzącego. Nawet stojąc zaledwie jeden metr od strzelającego nie da się odpowiednio zareagować, aby uniemożliwić mu odwrócenie się z bronią. W tej sytuacji ratuje nas wyłącznie szczątkowa przytomność strzelającego, brak palca na spuście i sporo szczęścia. Nie warto testować szczęścia zbyt często.


Zazwyczaj broń palna po zakończonej serii strzelań zostaje na stanowisku, strzelcy idą do tarcz. W takim układzie ktoś musi zostać przy broni, gdyż nierzadko strzelnica jest otwarta lub są w pobliżu osoby trzecie. Nie wolno dopuścić do sytuacji, gdy ktoś niepowołany może dotknąć broni w czasie, gdy ludzie są na przedpolu.

Jeśli nie ma z kim zostawić broni to trzeba ją zabrać ze sobą. Oczywiście, niektórzy strzelcy nie lubią zostawiać broni samej i jest to raczej prawidłowy odruch, przynajmniej jeśli chodzi o broń krótką. Trudno chodzić po każdej serii do kulochwytu na osi 50m z karabinem na ramieniu, ale jeśli ktoś tak woli i broń jest rozładowana, to czemu nie.


Podczas prowadzenia strzelania należy obserwować wszystko i wszystkich. Ważna jest świadomość całego otoczenia. Nie wolno skupiać się zbyt długo tylko na jednym, konkretnym strzelcu. Widzenie tunelowe powoduje ignorowanie wielu wczesnych sygnałów o niebezpieczeństwie.

Są różne metody obserwacji: z odległości, gdzie obserwujemy całą oś na raz lub z bliska, gdzie chodzimy za strzelającymi. Obie mają swoje zalety i wady: z daleka widać więcej jednocześnie, ale trudniej dostrzec szczegóły i zdecydowanie trudniej jest zareagować. Z bliska widać mniejszy wycinek strzelających, chodząc możemy ich rozpraszać, ale widać więcej szczegółów zachowania każdej osoby i łatwiej o reakcję.

Bardzo często tryb obserwacji jest determinowany przez konstrukcję strzelnicy. Na pawilonie strzeleckim o długości 25m i szerokości 3m nie da się stanąć daleko za strzelcami.


Jeśli ktoś miota się z bronią, to być może nie umie jej obsłużyć. Warto przybliżyć się i mieć strzelca baczniej na uwadze lub — dysponując czasem — pomóc i wyjaśnić. Wszystko jest lepsze niż wymachiwanie lufą w niekontrolowany sposób przez osobę, która próbuje wyjąć magazynek i nie jest pewna jak to zrobić. Przyjemniej jest tłumaczyć podstawy w kontrolowanym środowisku niż nagle w połowie strzelania, z załadowaną bronią, gdy strzelec robi błędy ryzykując postrzeleniem części wyposażenia (w najlepszym razie).

Prowadzący strzelanie nie ma w zakresie obowiązków nauki początkujących. Mimo wszystko, nie warto być "elitarnym" tam, gdzie nie trzeba, a błędy nie są celowe. Wszyscy kiedyś zaczynają i każdy codziennie się uczy. Warto pomagać innym, bo strzelectwo to jest hobby i przyjemność, a nie kara. Pomagając koledze rośnie pozycja w społeczności.

Niestety, nie każdy strzelec jest odpowiednio przeszkolony. Niektóre kluby robią to kiepsko lub według nawyków sprzed lat. Część strzelców to np. funkcjonariusze służb mundurowych, których szkolenie służbowe bywa po łebkach, na starym sprzęcie i z rozpaczliwie niewielką ilością amunicji. Strzelcy, którzy chcą się dokształcać, a zwłaszcza mundurowi, zmuszeni to robić za prywatne środki i w prywatnym czasie, zasługują na szacunek. Warto im pomagać.


Nie powinno się pozwalać na przesadne "rozłażenie" się strzelających, czy chaotyczne krążenie między stanowiskami, a innymi częściami obiektu bez kontroli. Brak wiedzy ile osób strzela utrudnia weryfikację, czy rzeczywiście wszyscy wrócili od tarcz. Czasem ktoś jest niewidoczny zza filaru, mogą się też zdarzyć omdlenia. Prowadzący odpowiada za wszystkich i musi wiedzieć ilu "wszystkich" ma pod opieką.

Gdy pojawiają się wątpliwości: licz na palcach. Jeśli nie wiesz ile osób zaczęło strzelać (spory błąd), to upewnij się ponad wszelką wątpliwość, że na pewno nikt nie został. Niektórzy potrafią oceniać tarczę schowani za osłoną kulochwytu, zgubili tam 7.62 zł w drobnych i pieczołowicie zbierają, bądź ukłuło ich serce i musieli usiąść. Nie można pozwolić na to, żeby w ich stronę poleciały pociski.

Część osób wychodzi do toalety bez ostrzeżenia i informacji. Powoduje to stres u prowadzącego, gdy inni strzelcy wracają na stanowiska, przygotowują się do kolejnej serii, a jedno miejsce jest puste. Stres jest mniejszy, jeśli prowadzący zauważył to od razu i rozpoczął poszukiwania zatrzymując zajęcia. Stres jest ogromny, gdy prowadzący orientuje się, że jednego brakuje w momencie, gdy inni zaczęli strzelać w stronę kulochwytu, gdzie może leżeć lub chować się zaginiony.

W kontroli liczby uczestników pomaga zapamiętanie ile było osób na początku oraz ustawianie ich na stanowiskach w regularny lub przewidywalny sposób, przez co brak kogokolwiek rzuca się od razu w oczy. Dobre efekty daje pomoc samych strzelających: rozsądny człowiek (tylko tacy uzyskują pozwolenia) czuje obawę przed zranieniem innej osoby. Jeśli prowadzący wytłumaczy jaki jest sens ścisłego zarachowania uczestników, pomogą oni dopilnować, żeby nikt się nie zgubił.

Na zawodach lub imprezach komercyjnych, gdy jest duża rotacja strzelców, ciężko liczyć na to że zastąpią oni prowadzącego. Trzeba trzymać się ściśle procedur, weryfikować i wielokrotnie się upewniać.


Osoby zaawansowane można i warto traktować nieco łagodniej niż początkujących. Ma to sens wyłącznie, gdy na osi są same osoby zaawansowane i np. strzelamy trening, który ciężko robić w jednym, sztywnym rytmie (np. strzelania dynamiczne, czy taktyczne). Jeśli grupa jest mieszana pod względem umiejętności: zasady obowiązują wszystkich jednakowo. Traktowanie strzelców w różny sposób niweczy dyscyplinę i pogarsza komfort prowadzenia zajęć.

Niedopuszczalne jest ryzykowanie bezpieczeństwem, ale nie wszystkie zasady będą przydatne, gdy strzelamy z ludźmi, mającymi za sobą kilka lat treningów i dobre nawyki zakodowane na stałe. Można sobie pozwolić na nieco większy luz i relaks. Można postrzelać w trakcie prowadzenia, można darować wskaźniki (wiele osób woli chować do kabury), opierając się na sprawdzaniu komór nabojowych i suchych strzałach, można ignorować załadowane magazynki przy pasach.

Doświadczeni strzelcy często prześcigają się w udowadnianiu sobie i innym, że ich zachowanie jest całkowicie bezpieczne i przewidywalne, dodatkowe obostrzenia bywają zbędne.

To prowadzący decyduje, które zasady mu pomagają, gdyż samodzielnie odpowiada za bezpieczeństwo na strzelnicy. Każdy prowadzący na osi jest niepodległy. Od każdej zasady są wyjątki, kluczowe jest tylko dobieranie poziomu umiejętności i świadomości zagrożeń do rodzaju wyjątków.


Na zorganizowanych, profesjonalnych imprezach z dużą ilością obsługi nie wszystkie zasady mają sens. Na zawodach strzeleckich niekiedy po każdej serii pięciostrzałowej zawodnicy mają broń rozładować, odłożyć na stolik i czekać na stanowiskach. W tym czasie sędziowie wchodzą na przedpole, do tarcz i sprawdzają wyniki.

Praktyka sprzeczna z jedną z zasad bezpieczeństwa wymienionych w tym dokumencie ("gdy ktokolwiek jest przed stanowiskami (na przedpolu), nie wolno dotknąć broni, ani stać na stanowisku strzeleckim. Broń rozładowana, ze wskaźnikiem bezpieczeństwa"), ale nie znaczy to, że zawody mają jakieś uchybienia organizacyjne. Wymienione tutaj zasady są rygorystyczne i kierowane raczej do pojedynczych prowadzących, niż do zespołów ludzi organizujących od lat imprezy strzeleckie.

Mając komfort dużej grupy pomocników, zamiast typowej w strzelaniu rekreacyjnym znaczącej przewagi liczby strzelających nad obsługą, można sobie pozwolić na zdecydowanie więcej i nie wprowadza to zagrożenia. Z drugiej strony, prowadząc samemu lub z tylko jednym pomocnikiem, mając pod opieką 10-20 osób, warto trzymać się kurczowo wszystkiego, co pomaga.


Nie wolno podchodzić lekceważąco do zasad tylko dlatego, że strzelamy z kolegami z klubu i "pomyślą, że jestem sztywniakiem". Jeśli koledzy mają problem z przestrzeganiem zasad bezpieczeństwa i poleceń, to może niech oni staną na osi jako prowadzący, a Ty sobie postrzelaj. Po co nadstawiać karku za bezmyślność innych?

Większość ludzi nie podżyrowałoby koledze z klubu strzeleckiego kredytu. Powinno być oczywiste, że nie pozwalamy na ignorowanie dobrych praktyk i narażanie prowadzącego na odpowiedzialność karną. Wyrok karny wykluczy winnego z hobby strzeleckiego, być może na zawsze.

Zamykanie oczu na odpowiedzialność i działania lekkomyślne nie jest żadnym bohaterstwem, tylko tchórzostwem. Nie bój się znajomych, postępuj zawsze zgodnie ze swoją najlepszą oceną. Na strzelnicy każdy strzelec ma w rękach zdrowie i życie osób w promieniu rażenia broni. Czasem to zasięg kilku kilometrów od stanowiska.


Broń "bardzo używana", czyli na granicy niesprawności potrafi przysporzyć kłopotów. Powtarzające się zacięcia, niedziałające bezpieczniki, wypadające magazynki, korozja taka, że nie ma pewności, czy lufa wytrzyma kolejny strzał: to są dobre powody, żeby poprosić strzelca o zmianę broni i schowanie tej starej głęboko do torby. Jeśli jest dużo ludzi, nie ma miejsca na zaufanie do radzieckich konstruktorów sprzed dziesiątek lat.

Albo broń jest sprawna i strzelamy, albo niesprawna i nie ma na nią miejsca w szeregu kilkunastu strzelców. Wątpliwe egzemplarze należy przystrzeliwać w odosobnieniu, nie tworząc zagrożenia i nie wybijając z rytmu innych strzelców. Każdy rozsądny kolekcjoner staroci to zrozumie.


Prowadzenie zajęć z broni czarnoprochowej wymaga wiedzy z zakresu obsługi, sprawdzonych metod ładowania i rozładowywania, czyszczenia i usuwania zacięć. Obsługa broni czarnoprochowej jest trudniejsza od broni na pozwolenie. Jej użytkownikiem może się stać każdy, bez żadnego przeszkolenia czy weryfikacji. Nie stanowi to problemu, dopóki uczestnicy zostaną choćby na szybko przeszkoleni z zasad bezpieczeństwa, a prowadzący będzie pilnował ich przestrzegania.

Broń czarnoprochowa na strzelnicach zamkniętych wymaga bezwzględnie dobrej wentylacji mechanicznej. Niedopuszczalne jest stosowanie ognia w okolicy czarnego prochu, czy przechowywanie prochu w dużych pojemnikach — to łatwopalny materiał wybuchowy.


Prowadzący powinien znać mechanizm działania broni palnej oraz posiadać umiejętność rozkładania i składania bardziej popularnych modeli. Mając na osi osobę, która dopiero co kupiła nowy nabytek — niektórzy nie uczą się obsługi broni na sucho, idą z nią od razu na strzelnicę — dobrze jest dysponować wiedzą na temat podstaw działania broni. Osoba początkująca może mieć znaczne problemy np. z poprawnym i sprawnym rozładowaniem broni lub włożeniem wskaźnika, co będzie zaburzać strukturę treningu. Instruując strzelca ułatwiamy sobie w przyszłości pracę.

Wiedzę praktyczną z bronią nabywa się korzystając z broni palnej. Filmiki w internecie pomogą tylko odrobinę. Mając styczność z nowym modelem, warto zapytać właściciela o zgodę na wzięcie w dłoń i sprawdzenie jak działa.


Niektóre rodzaje broni wymagają dodatkowej wiedzy lub dobrych nawyków.

W rewolwerze, niedbały lub nieprzemyślany chwyt może zakończyć się kontuzją. Ułożenie palców blisko przestrzeni między bębnem, a lufą przy wystrzale może spowodować ich uszkodzenie, a nawet urwanie. Tymi szczelinami w momencie strzału wydostaje się część gazów podczas eksplozji materiału miotającego. Efekt może być podobny do trzymania w ręce odpalonej petardy. Strzelając, palce należy trzymać z dala od bębna.

W obiegu są egzemplarze broni strzelającej z otwartego zamka, np. PM-63 "RAK", czy UZI. Taka broń jest gotowa do strzału już w momencie, gdy ma włożony magazynek z nabojami i odciągnięty zamek. Naciśnięcie spustu spowoduje zabranie zamkiem naboju z magazynka i strzał. Niemal każdy strzelec bez doświadczenia z tym typem broni będzie zaskoczony: zdecydowana większość broni w takim ustawieniu wymagałaby jeszcze zrzucenia zamka.

Otwarty zamek wymaga też chłodnej analizy w przypadku zacięcia. Przy podwójnym podaniu naboju (double feed) zamek może trzymać się tylko na drugim naboju. Wyjmując bezrefleksyjnie magazynek (pierwszy krok usuwania prawie wszystkich zacięć), pozbawiamy zamek tej podpory: ruch będzie kontynuowany, zamek spadnie na nabój, który był już w komorze i padnie przypadkowy wystrzał. Jako minimum należy zawsze pilnować kierunku lufy w trakcie usuwania zacięcia, a optymalne jest dostosowanie zachowania do typu zacięcia. W ferworze walki, strzelcy nierzadko zapominają o wyszkoleniu, więc warto być blisko.

Warto zwrócić na to uwagę strzelcowi, jeśli pojawiają się wątpliwości co do jego umiejętności. Dużo lepiej jest wyjść na nieco czepliwego niż oglądać konsekwencje błędu.


Osie strzeleckie powinny być regularnie sprzątane z łusek. Po kilku seriach łusek jest tyle pod stopami, że prawdopodobne stają się potknięcia. Nie należy się krępować przed wydaniem komendy "ZBIERAMY ŁUSKI".

Jeśli jest rotacja strzelających (każdy np. strzela tylko 1 lub 2 serie), to należy czyścić oś z łusek każdym razem gdy wchodzą nowi strzelcy. Niemiło jest strzelać w bałaganie. Strzelcy z dobrych klubów sprzątają po sobie odruchowo. Zostawiając sprzątanie na później prowadzący ryzykuje, że zostanie sam z bałaganem.


Jeśli ktoś zachowuje się dziwnie, to nie strzela. Nikt nie ma obowiązku strzelać. Nikt też nie ma przyrodzonego prawa strzelać, zwłaszcza jeśli jest to osoba bez uprawnień, np. osoba towarzysząca, która chce wejść na stanowisko.

Jeśli ktoś wygląda na "wczorajszego" lub z "dziwnym błyskiem w oczach", to zwyczajnie "nie ma miejsc" i dana osoba nie strzela. Bardzo ciężko jest wyrobić sobie zmysł na ten temat, gdyż w 99.99% osoby przychodzące na strzelnicę to ludzie na poziomie. Osoby problematyczne zdarzają się na tyle rzadko, że większość prowadzących nie ma praktyki postępowania w tych sytuacjach. Ważne jest, by mentalnie dopuszczać możliwość odmowy strzelania osobom, które mogą zwiastować kłopoty. Prowadzący bierze odpowiedzialność za więcej niż jedną osobę.


Samobójcy. Ciężki temat do omówienia, bo mało osób chce dzielić się podobnymi doświadczeniami. Na pewne typy osobowości nie ma rady. Nie widać depresji po człowieku, zachowuje się całkowicie normalnie. Przychodzi na treningi kilka razy, żeby uśpić czujność instruktora / prowadzącego i nabrać odwagi. Na którymś spotkaniu na strzelnicy decyduje się zakończyć życie. Tragiczna decyzja jednej osoby, która skutkuje problemami dla wszystkich zaangażowanych.

Z powodu zagrożenia samobójstwami lub wręcz obawami przed terroryzmem sporo prowadzących nie prowadzi otwartych imprez, ani komercyjnych strzelań. Nie chcą żadnego ryzyka, uprawnienia służą im tylko do zabawy w gronie znajomych. Ciężko potępiać taki wybór. Kilka spostrzeżeń:


Jeśli masz więcej informacji lub przytrafiła Ci się taka sytuacja, skontaktuj się z Braterstwem i przekaż nam anonimowo swoje spostrzeżenia. Nasze wnioski pochodzą wyłącznie z rozmów z innymi osobami, które mają na koncie takie doświadczenia. Być może jest coś istotnego, co może wpłynąć na reakcję innych prowadzących w tych stresujących momentach, a czego nie napisaliśmy.


Prowadzący z racji swojej bezpośredniej styczności ze strzelającymi często nie jest w stanie ograniczyć się do samego dyrygowania ruchem. Wiedza z zakresu używania broni, postaw strzeleckich, techniki usuwania zacięć, czy techniki strzelania jest niezbędna, żeby bezpiecznie prowadzić zajęcia z większymi grupami ludzi.

Prowadzący to "najniższy stopień instruktorski". Nie wymaga się uzyskania wiedzy niezbędnej do wykonywania obowiązków, a jednocześnie wymaga się wzięcia odpowiedzialności za działania, które tej wiedzy wymagają. To oznacza, że prowadzący czasem przyjmują na barki większe obciążenie niż są merytorycznie przygotowani nosić. Należy się kształcić!

Kształcenie się nie polega na wykupywaniu płatnych szkoleń (choć to nie przeszkadza), ciężko zresztą o uznane autorytety w dziedzinie prowadzenia strzelań. Chodzi raczej o komunikację z innymi strzelcami, podążanie za zmianami prawa i przyjmowanie dobrych praktyk, nawet jeśli zostały opracowane przez kogoś innego.

Na górę ↑

 

Braterstwo.eu